4421 widzów na ostatnim meczu domowym przed przerwą zimową. W sobotę o godzinie 17:30. Gdy zobaczyłem komunikat na Stadionie Miejskim to odebrałem to tak, że fani Jagiellonii Białystok się nie popisali. Kiedy jednak to spokojnie przemyślałem, to zmieniłem zdanie. Jestem nawet pod wrażeniem, że pojawiło się ich aż tyle.


Dziś chęci oglądania Jagi po prostu nie ma i trudno się temu dziwić. Jeżeli ktoś zawita na trybuny po raz pierwszy, to nie widać wielu powodów, by miał przyjść po raz kolejny. Klub nie robi wiele, by go do tego zachęcić. Dla stałych bywalców również cierpliwość się kończy. Zespół jaki muszą oglądać to zbitek przypadkowych piłkarzy, głównie zagranicznych, którzy w większości grają tak jakby w czasach nastolatka ktoś ich wysłał do drużyny szkolnej za karę, że nie chcą ćwiczyć na lekcjach WF. Większość meczów długimi momentami nudzi, a gdy w końcu emocje się podniosą to zazwyczaj zrobi to w złym tego słowa znaczeniu.


Wydaje się, że ostatni mecz z Górnikiem Łęczna (1:2) przelał czarę goryczy. Z trybun dawno nie było czuć takiej złości w stronę murawy, mimo że i tak zarazem odczuwalne było jej hamowanie ze strony kibiców. Wiele mówiły też słowa i malująca się bezradność na twarzy trenera Ireneusza Mamrota podczas konferencji prasowej.


Czytając komentarze internetowe można zauważyć, że nadal dość sporo osób jest pewnych, iż problem rozwiąże zmiana na ławce trenerskiej. Wystarczy jednak pomyśleć logicznie, by zdać sobie sprawę, że na dłuższą metę nie będzie to żadne wyjście z sytuacji. Przez okres dwóch lat zespół prowadzili Mamrot, Iwajło Petew, Bogdan Zając, Rafał Grzyb i znowu Mamrot. Ostatecznie żaden z nich nie potrafił na dłużej ustabilizować formy zespołu, a największym problemem ciągle wydawała się mentalność piłkarzy. Fatalne pierwsze połowy, głupie błędy w obronie, znikanie na wiele minut po stracie gola, marnowanie dziesiątek sytuacji itd. Nikt nie przerwał tego na dłużej od kilkudziesięciu miesięcy.


Nie ma się co czarować, ale z drużyną w obecnym kształcie nikt nic poważnego nie wygra. Na mecze z Legią czy Górnikiem wychodził skład o wysokiej średniej wieku, w którym większość piłkarzy swoje ostatnie najlepsze mecze rozegrała dawno temu. Co gorsza u zdecydowanej większości nie było widać na boisku przynajmniej dążenia do nawiązania do takich występów. Woleli chować się przed kolegami, uciekać od piłki... albo zresztą nazwijmy rzeczy po imieniu: odbębnić swoje, skasować wypłatę i pojechać do domu.


Zespół jest źle zbudowany. Brakuje w nim piłkarzy emocjonalnie związanych z klubem, zawodników wciąż mających głód odniesienia sukcesu, ale też mocnych postaci i liderów z prawdziwego zdarzenia. Aż nadto jest natomiast takich graczy, którym już bliżej do końca kariery i - świadomie bądź nie - piłkarsko dogorywają. Dziś jak nigdy widać też, że kłopot w drużynie wyszedł daleko poza boisko. 


Niedawno jeden z zawodników Jagi spóźnił się na zbiórkę drużyny, mimo że jedyne co musiał zrobić to wyjść pod hotel o określonej godzinie. Inny przez kilka tygodni uciekał w kontuzje, bo nie pasowały mu wymagania stawiane przez trenera i rola w zespole. Byli tacy co postanowili przeczłapać mecz w Warszawie, byli też tacy co przeczłapali ten ostatni w Białymstoku. Są wyjątki jak choćby Taras Romanczuk, ale wystarczy palców jednej dłoni aby je policzyć.


Po ostatnim meczu z Górnikiem Israel Puerto mówił o "zdewastowanej szatni". Podczas konferencji prasowej Mamrot przyznał zaś, że jej "wietrzenie" jest konieczne. Klub znalazł się więc w tym samym miejscu, w którym był 1,5 roku temu. To wtedy podobną konieczność sugerował rządzącym klubem Petew. W efekcie został jednak zwolniony.


Dziś decydujący o losach klubu są w kropce. Coraz więcej osób widzi, że problem zaczyna się od nich. Nieprzemyślane decyzje, chaotyczne działania i brak odpowiednich inwestycji to fundamenty sprawiające, że ostatecznie zbudowana na nich drużyna wygląda jak budynek grożący zawaleniem. Udziałowcy doskonale więc zdają sobie sprawę, że kolejna zmiana trenera nie tylko może nie zadowolić wielu osób, ale i w perspektywie narobić im jeszcze więcej problemów. To dobra wiadomość. Zła jednak jest taka, że nie garną się do ryzyka wydania sporych pieniędzy, które musi nieść za sobą spora przebudowa.


Na jakie rozwiązanie zdecydują się działacze Jagiellonii trudno przewidzieć. Jeżeli jednak chcą, by ich klub jeszcze coś znaczył w polskiej piłce, to nie ma dla niego innej drogi niż inwestycje. I to znacznie większe niż tylko te w piłkarzy. Trzeba bowiem zacząć działać z głową. Zbudować odpowiednie struktury, zatrudnić doświadczone osoby do zarządzania pionem sportowym i stworzyć warunki do osiągania dobrych wyników.


Co prawda w teorii działacze Jagi coś robią w tym kierunku. Niby jest słynny Dział Analiz, zatrudnione osoby odpowiedzialne za pewne komórki, są transfery itd. Klub jest zresztą na tyle odważny, że organizuje nawet szkolenia skautingowe. Powinienem tu jednak wstawić jedną z moich ulubionych emotikonek przedstawiającą uśmiechniętą buźkę z kroplą wstydliwego potu. Bo jedyne szkolenia jakie powinno się dziś organizować w Białymstoku to te jak skutecznie zniechęcić kibica.


Na papierze wszystko jest fajnie. Teoretycznie jest myślenie nad ruchami, sprawdzanie zawodników, planowanie transferów, budowa zespołu, rozwój klubu itd. Problem w tym, że nawet jeśli jest to robione, to ostatecznie w sposób jak najmniej kosztowny. A tak to niestety prawdopodobnie nie przyniesie sukcesów.


Na Jurowieckiej 21 lubi się trzykrotnie oglądać każdą złotówkę. W czasach kiedy wiele klubów żyje na granicy płynności finansowej może się to wydawać odpowiednim podejściem. Problem w tym, że pozorna oszczędność może spowodować, iż w najbliższych latach Jagiellonia tak naprawdę straci miliony złotych jakie może uzyskać dzięki dużo lepszej pozycji sportowej i inwestycji w odpowiednich piłkarzy. A wtedy odbudować się będzie jej jeszcze trudniej, jeżeli w ogóle będzie to jeszcze możliwe...

Były 3 mecze bez porażki, jest 5 spotkań bez wygranej. Jak gra obecna Jagiellonia Białystok każdy widzi zarówno oglądając jej mecze, jak i spoglądając na tabelę PKO Ekstraklasy po ośmiu kolejkach. Pytanie, co jest przyczyną takiego stanu drużyny? Otwierając różne fora internetowe czy media społecznościowe i czytając na nich komentarze nie sposób nie zauważyć, że na głównego winnego wskazywany jest trener Ireneusz Mamrot.


Czy to odpowiednia diagnoza? Z pewnością nie, choć oczywiście nie jest on zupełnie bez winy. 


Obecny szkoleniowiec Jagi popełnia błędy. Desygnowanie do gry Tomasa Prikryla jako lewego wahadłowego czy stawianie w ataku na Michała Żyro to przykłady, które każdy widzi i nad którymi nie trzeba się mocniej rozwodzić. Na większe podsumowania jego pracy przyjdzie moment, gdy dostanie realny czas ku takiej ocenie. Tym bardziej, że główny problem w drużynie leży moim zdaniem gdzie indziej.


"Wesoła" defensywa

Jesus Jimenez wjeżdżający pod bramkę środkiem pola jak autostradą, Israel Puerto faulujący rywala na rzut karny w miejscu z jakiego trudno chociażby oddać strzał, Bojan Nastić i Bartosz Kwiecień podający do przeciwników na sam na sam. Jagiellonia znowu traci gole w sposób kuriozalny i prosty, by nie powiedzieć głupi. Jeżeli dodać do tego kilka innych chwil zapomnienia u stoperów czy skandaliczne krycie przy stałych fragmentach gry, to kibic ma przed oczami ten sam obraz z kilkunastu ostatnich miesięcy. 

Najprościej byłoby zwalić winę za obecny stan obrony na trenera. Jeżeli jednak przyjrzeć się temu na spokojnie, to trudno już wysnuć taki wniosek. Mamrot już po przyjściu mówił o priorytecie ułożenia gry defensywnej i mimo obecności zaledwie trójki stoperów podczas letnich przygotowań pokuszę się o wniosek, że to zrobił. W pierwszych trzech meczach Jagiellonia wychodziła następującą trójką w środku:

Puerto - Augustyn - Pazdan

Efektem była zaledwie jedna stracona bramka. Stoperzy kończyli spotkania z dobrymi statystykami wygranych pojedynków, współczynnik xG rywali wynosił odpowiednio: 1,17, 0,59 i 0,49, a Xavier Dziekoński praktycznie nie miał możliwości do zaprezentowania swoich interwencji. Ponadto w grze tej trójki była widoczna bardzo duża pewność siebie. 

Problemy zaczęły się wraz z kontuzjami, gdy do składu musieli wchodzić zawodnicy, którzy nie uczestniczyli w pełnych przygotowaniach. Późniejsze zestawienie zmieniające się z meczu na mecz na pewno nie pomogło, zresztą wystarczy spojrzeć jak wyglądało to w kolejnych pięciu spotkaniach:

Tiru - Augustyn - Pazdan
Kwiecień (Tiru) - Augustyn - Puerto
Tiru - Augustyn - Puerto
Puerto - Augustyn - Pazdan (Tiru)
Puerto - Augustyn - Kwiecień

Efektem było aż 10 straconych bramek. Po części mogło to być wynikiem nieco gorszej postawy tej formacji, którą widać po spadku średniej wygrywanych pojedynków oraz wzroście współczynnika xG rywali, który tym razem wynosił już odpowiednio: 1,10, 1,67, dwukrotnie po 0,90 i ostatnio aż 1,91. W każdym z tych meczów okazje do trudniejszych interwencji mieli Dziekoński i Pavels Steinbors. Pewność siebie u stoperów jest też wyraźnie niższa. 

Ofensywa bez zębów

Problemy w grze defensywnej można nadrobić dobrą grą w ofensywie i ta na pierwszy rzut oka w Jagiellonii nie jest najgorsza. Współczynnik xG w kolejnych meczach wynosił odpowiednio: 1,92, 1,69, 1,24, 0,52, 2,05, 1,93, 1,65 i 0,69. Tylko w dwóch był on więc mniejszy od rywali. O ile jednak z Górnikiem wyraźnie widać było, że cały zespół jest w nieco słabszej dyspozycji, o tyle przeciwko Wiśle doskonale widać było już jak duży wpływ na to zestawienie ma Jesus Imaz. 

Nie da się nie zauważyć, że większość poczynań ofensywnych Jagi jest zależna od Hiszpana. Zazwyczaj bierze on udział w każdej ważniejszej akcji ofensywnej. Strzela, podaje lub ściąga na siebie obrońców przeciwnika i robi miejsce koledze. Problem w tym, że dużego wsparcia nie ma. Tutaj można mieć pretensje do trenera, bo to on wystawia siejącego również spore zagrożenie Prikryla w niższych partiach boiska i także on jest po części odpowiedzialny za brak drugiego skuteczniejszego napastnika niż obecni. 

Druga z tych kwestii to natomiast z pewnością mocne obciążenie dla Mamrota, przynajmniej na razie. Fiedor Cernych, Andrzej Trubeha, Michał Żyro i Bartosz Bida uzbierali łączny współczynnik xG o wartości 3,24, ale mają na koncie tylko jedną bramkę. Dla porównania uznawany za średnio skutecznego Jakov Puljić w poprzednim sezonie strzelił 11 goli przy xG o wartości 8,37. Problemy obecnej Jagiellonii z przodu nie kończą się jednak na braku Imaza, pozycji Prikryla i nieskuteczności napastników.

Mecz w Płocku pokazał, że dużym kłopotem jest również środek pola. Oczywiście Taras Romanczuk nie schodzi poniżej pewnego poziomu w swoich zadaniach, ale obok potrzebny jest ktoś o równie wysokiej jakości. Ktoś kto nie będzie nadawał odpowiednio tempo akcjom ofensywnym, ale też i pomoże w defensywie. Krótko mówiąc potrzeba zawodnika zwanego "box-to-box" biegającego od pola karnego, wyprowadzającego piłkę i pomagającego się bronić. O chęciach ściągnięcia kogoś takiego oczywiście słyszeliśmy przez całe lato i w sumie... na tym się skończyło. Prześwietlono kilkunastu piłkarzy, ale jeden był za drogi, drugi niezainteresowany, trzeci za słaby itd. Czas zleciał i trzeba klecić z tego co jest, a są jedynie młodzi jak choćby Karol Struski. Taki zawodnik potrzebuje jednak czasu, a tego jak wiadomo w Białymstoku nigdy nie ma.

Czy Jagiellonia odbije się od dna?

Perspektywy nie są dobre, nie ma się co oszukiwać. Mamrot szuka rozwiązania, sytuacja kadrowa Jagi jest taka sobie, a ponadto po prostu 5 meczów bez zwycięstwa nie jest chlubną serią i osobiście rozumiem złość kibiców. Jeśli jednak spojrzeć na sytuację zespołu to byłbym bardziej wstrzemięźliwy z oczekiwaniem zwalniania trenera i wyrzucania kolejnych piłkarzy z zespołu. Nie tu są problemy w drużynie i klubie.

Dziwi mnie, że większość nic nie wyciągnęła z ostatnich dwóch lat, które wyglądały tak:
- jesienią 2019 roku Mamrot realizował swój pomysł na zespół, pracował z piłkarzami nad pewnymi zachowaniami taktycznymi, wizją gry itd.
- wiosną 2020 roku Iwajło Petew realizował swój (już inny) pomysł na zespół, pracował z piłkarzami nad pewnymi (już innymi) zachowaniami taktycznymi, wizją gry (także inną) itd.
- jesienią 2020 roku i częściowo wiosną 2021 roku Bogdan Zając realizował swój (znowu inny) pomysł na zespół, pracował z piłkarzami nad pewnymi (znowu innymi) zachowaniami taktycznymi, wizją gry (znowu inną) itd.
- wiosną 2021 roku Rafał Grzyb kończył "dzieło" Zająca, ale na pewno też miał nieco inny wpływ na piłkarzy,
- jesienią 2021 roku Mamrot realizuje swój (znowu inny) pomysł na zespół, pracuje z piłkarzami nad pewnymi (znowu innymi) zachowaniami taktycznymi, wizją gry (znowu inną) itd.

Przy takim rollercoasterze mnie jakoś szczególnie nie dziwi, że w ostatnich latach Jagiellonia nie miała i obecnie też nie ma pewności w grze, wypracowanych automatyzmów i jest zależna od indywidualności. By to się zmieniło potrzeba czasu. Na razie jedyne czego faktycznie można oczekiwać od piłkarzy to pełne zaangażowanie w każdym meczu, a od trenera podejmowania odpowiednich ruchów. W obu przypadkach jest na razie różnie, ale biorąc pod uwagę cały sezon na pewno nie aż tak źle aby podejmować kolejne drastyczne ruchy.

Od kibiców w ostatnim czasie często słyszę przykłady Pogoni, Rakowa czy Śląska na zasadzie, że tam przy podobnych warunkach można stworzyć dobry zespół, a u nas nie. Najlepiej jednak przyjrzeć się tym warunkom. W tych klubach trenerzy dostawali czas, odpowiednie środki na zawodników i pracowali z lepszym lub gorszym skutkiem, ale pracowali. U nas podobne zaufanie od jakichś 1,5 roku nie istnieje, o czym najlepiej świadczy podpisywanie rocznych umów z trenerami i pozyskiwanie zawodników "małego ryzyka" lub zwyczajnie tanich i oczekiwanie przy tym wyników na już. Nie wiem, może się nie znam, ale dla mnie te warunki podobne do powyższych nie są.

Jeżeli Jagiellonia chce znowu wznieść się ponad ligową szarzyznę to musi iść krok po kroku. Opracowanie planu na klub,  inwestycje, stworzenie odpowiednich struktur i jasne powiedzenie kibicom, że na efekty trzeba poczekać. Tego oczekiwałbym najpierw, ale też przy tym podjęcia jakiegoś ryzyka, bo inaczej lepiej nie będzie.

* Jakby kogoś ciekawiły dokładne statystyki, to co prawda są one dostępne tylko na platformie InStat, ale po pojedynczych meczach publikuje je m.in. oficjalna strona Jagi i można bez problemu tam je odnaleźć.


Ireneusz Mamrot nie jest już trenerem ŁKS-u Łódź i wszystko wskazuje na to, że niebawem zostanie oficjalnie ogłoszony jego powrót do Jagiellonii Białystok. Większość kibiców zareagowała na tą informację stosunkowo negatywnie. Czy słusznie? 


2,5 miesiąca szukano nowego trenera w Jagiellonii Białystok. Po rozstaniu z Bogdanem Zającem w połowie marca działacze mieli multum czasu aby znaleźć następcę, który przynajmniej samym podpisaniem kontraktu zadowoli praktycznie każdego kibica. Obserwując internetowe komentarze po informacji "Przeglądu Sportowego" o postawieniu na powrót Ireneusza Mamrota można stwierdzić, że na pewno tak nie jest.


50-latek pracował na Podlasiu przez 2,5 roku, a ten okres można podzielić na połowy. Pierwsza była bardzo udana (zdobycie wicemistrzostwa Polski, bardzo pozytywny występ w europejskich pucharach), ale drugą można określić jako spory niedosyt zmieszany z klapą (porażka w finale Pucharu Polski, 5. miejsce w Ekstraklasie, słabe wyniki w sezonie stulecia klubu). Ponadto po odejściu nie wiodło mu się najlepiej w Arce Gdynia i ŁKS-ie Łódź. To wszystko sprawia, że po części rozumiem ogólne rozczarowanie. 


Większość kibiców Jagiellonii przy tak długich poszukiwaniach spodziewała się przede wszystkim ciekawego nazwiska jak na polskie warunki. Czy słusznie? Gdzieś pobocznie można było usłyszeć o zainteresowaniu takimi osobami jak chociażby Słowak Adrian Gula czy prowadzący Raków Częstochowa Marek Papszun. Trzeba jednak najpierw zadać sobie pytanie czy klub w obecnej sytuacji może realnie myśleć o zatrudnieniu takich szkoleniowców? Moim zdaniem nie. Dla trenerów o dość dobrej marce w obecnej chwili Jaga nie jest - lekko mówiąc - kierunkiem atrakcyjnym. Drużyna jest średniakiem w słabej lidze, sytuacja w klubie jest wciąż nieco zagadkowa, do tego nie ma tu jakichś niesamowitych nakładów finansowych, a oczekiwania są dość wysokie w stosunku do stanu posiadania. Oczywiście w niektórych aspektach widać w klubie poprawę w stosunku do lat ubiegłych, ale to nadal za mało aby było jakimś magnesem na szkoleniowców. Podobnie jak w przypadku samego Białegostoku - miasta fajnego, ale wciąż mającego zbyt niewiele by przyciągać.


Biorąc pod uwagę wszystkie powyższe warunki, Jagiellonia mogła wybierać albo z grona dość zagadkowych trenerów zagranicznych, albo wśród polskich szkoleniowców o dość zróżnicowanej opinii. Zauważalne było, że w tym drugim przypadku niektórzy mocno "napalili się" na temat zatrudnienia Marcina Brosza. Czy jest to szkoleniowiec lepszy od Mamrota? Trudno to stwierdzić. Jego przygoda z Górnikiem Zabrze wyglądała podobnie jak tego drugiego z Jagiellonią - pierwsza połowa udana, druga nie za bardzo. Jego przeszłość również przypomina przeszłość byłego szkoleniowca Chrobrego Głogów, ponieważ miał swoje lepsze okresy (Piast), jak i te gorsze (Odra, Korona). Podobnie można też napisać na przykład o Leszku Ojrzyńskim. Uważam, że oni wszyscy przy ogólnym rozrachunku to podobna półka, którą różnią jedynie pewne szczegóły czy doświadczenie.


W przypadku zatrudnienia Mamrota za pozytyw należy uznać, że zna już specyfikę pracy w Białymstoku. Do tego będzie miał narzędzia, na brak których lekko narzekał w wywiadach po odejściu (m.in. system analityczny). Z drugiej strony zastanie sporą część zespołu, którą zostawił, a nie jest tajemnicą, że poprzednio zgubiło go m.in. zbyt długie utrzymywanie dobrych stosunków z piłkarzami. To oczywiście może martwić, ale po kilku rozmowach przeprowadzonych z nim od czasu jego odejścia jestem pewny, że z tamtej sytuacji wyciągnął odpowiednie wnioski. Oczywiście samo ich wyciągnięcie nie świadczy, że będzie umiał wyeliminować tamte błędy, ale okres w Chrobrym pokazał, że przy odpowiednim wsparciu pionu sportowego potrafi takie rzeczy robić. Trzeba więc mieć nadzieję, że uda mu się to powtórzyć w Jagiellonii.


Przejdźmy do sytuacji stricte sportowej. Czy Mamrot może odmienić grę Jagiellonii? Na pewno nie jest kimś, kto metodą kija ustawi zawodników do pionu. Wydaje się jednak, że stać go, by zrobić to umiejętnościami szkoleniowymi. W pierwszym roku poprzedniej przygody w Białymstoku pokazał, że potrafi odpowiednio działać w taki sposób. W wielu meczach jego zespół umiał ładnie grać piłką, w przerwie zimowej zmienił taktykę co dało bardzo pozytywny efekt, bardzo zadowalające efekty przyniósł też sposób zimowych przygotowań. Piłkarze chwalili jego sposób treningów, które kładły nacisk na rozwój i poprawę parametrów. Zresztą najlepiej widać to po efektach sprzedażowych Jagi w czasie jego kadencji (o tym jednak za chwilę). Tutaj jednak trzeba mocno, że Mamrot właśnie w taką stronę musi iść z obecną Jagiellonią przez cały czas. Poprzednio bowiem po pewnym czasie pojawiły się u niego problemy z odwagą w pewnych meczach, bywało że ustawiał zespół zachowawczo i to często obracało się przeciwko niemu. Tym razem tak być nie może, szczególnie że białostocki kibic ma już dość patrzenia na bojaźliwych piłkarzych oddających pole gry rywalom.


Wracając do poruszonej powyżej kwestii sprzedaży zawodników - uważam, że właśnie to najlepiej świadczy o umiejętnościach szkoleniowych Mamrota. To w trakcie jego pracy sprzedano Świderskiego i Klimalę za ogromne jak na nas pieniądze, do tego to u niego najlepszy czas w swojej karierze notowali m.in. Burliga, Guilherme, Kwiecień, Novikovas czy Romanczuk. Oczywiście większość z nich została sprowadzona jeszcze za czasów Michała Probierza, ale to dopiero u jego następcy osiągali szczyt formy. Inny przykład - kilka miesięcy temu rozmawiałem z Imazem i wtedy z jego ust padło stwierdzenie, że to najlepszy trener z jakim dotychczas pracował w Polsce (to u niego czuł pełne zaufanie i widać to było w liczbach). Zresztą nie skupiajmy się tylko na najlepszych - w czasie pracy IM nawet taki Bodvarsson przypominał momentami naprawdę niezłego piłkarza. Również Bida grał wtedy bardzo dobrze i było dość poważne zainteresowanie z zagranicy, o którym obecnie można pomarzyć. I to właśnie dobrze rokuje w tym ruchu, bo moim zdaniem Jagiellonia potrzebuje trenera, który przede wszystkim będzie umiał wypromować paru piłkarzy do sprzedaży. Ten klub na tym bazuje, a powoli "źródło" zaczyna wysychać...


Oczywiście medal w tym przypadku ma też drugą stronę. Z różnych względów u Mamrota słabiej spisywali się niektórzy piłkarze o dość głośnych nazwiskach jak na polską ligę - chociażby Lazarević, Bezjak, Mudrinski czy jeszcze wcześniej Chomczenowski lub Guti. Części przeszkodziła sytuacja pozaboiskowa, części taktyka preferowana przez szkoleniowca, a do części zwyczajnie nie umiał dotrzeć trener. Tu znowu trzeba więc przywołać pion sportowy, którego odpowiednia współpraca ze szkoleniowcem będzie kluczowa.


Reasumując, w drugiej przygodzie Mamrota z Jagiellonią na pewno ważny będzie początek. Tym razem zawodnicy muszą być trzymani na odpowiedni dystans, a trener musi umieć być odważniejszy w kilku aspektach. Ważne będzie też aby tym razem na lepszym poziomie stała jego współpraca z pionem sportowym (tym razem już nie będącym osobą prezesa) z dwóch stron - trener musi lepiej określać potrzeby, a dział skautingu wyszukiwać zawodników lepiej pasujących do zespołu. O umiejętności czysto trenerskie nie ma się co obawiać, natomiast po wynikach pracy w Arce i ŁKS-ie nadal może niepokoić jego podejście mentalne do zespołów. Wszystko jednak zweryfikuje czas...


Jeśli mam być szczery to nie panikowałbym po informacji o zatrudnieniu Mamrota, jak widzę to obecnie u wielu osób. Osobiście również wolałbym kogoś innego (z zagranicy, ze świeżym spojrzeniem na polską ligę i piłkarzy Jagiellonii), ale przede wszystkim trzeba patrzeć realnie. Z naszego krajowego podwórka moim zdaniem lepszy jest obecnie ktoś kto zna się faktycznie na samym szkoleniu niż ktoś, kto może chwilowo wyciągnąłby coś z obecnej drużyny w oparciu o dar motywacji, ale nie dawałby większych nadziei na rozwój. Sam Mamrot wydaje się tu jednym z lepszych wyborów, które były faktycznie w stuprocentowym zasięgu działaczy z Podlasia, co zresztą prawdopodobnie nieprzypadkowo wskazała specjalistyczna analiza.


Tutaj pozwolę sobie jeszcze na Post Scriptum 😉


Wydaje mi się, że Jagiellonia na kilka najbliższych rund powinna pogodzić się z rolą ligowego średniaka (który ewentualnie niespodziewanie może zrobić jakiś spektakularny wynik) i w tym czasie postawić na powolną odbudowę i rozwój, aby za jakiś czas znowu spróbować dołączyć do czołówki na dłuższy czas. Skąd taka opinia? Zupełnie nie zgadzam się ze słowami pana Strzałkowskiego, że zespół z poprzedniego sezonu powinien spokojnie kręcić się w okolicach 5. miejsca. Uważam, że drużyna była źle zbudowana - pomijam już nawet profil charakterologiczny (choćby niedobór graczy "głodnych" sukcesu o przynajmniej zadowalających umiejętnościach, co powolutku się poprawiało), a skupię się na czysto piłkarskim - moim zdaniem w zespole było zbyt mało faktycznie mocnych piłkarsko postaci, a zbyt wiele "przehype'owanych" nazwisk jadących na opinii sprzed miesięcy czy lat, a także po prostu za słabych aby do takich wyników dociągnąć. Oczywiście być może jednorazowo dałoby się to zrobić, ale do zagoszczenia w czołówce ligi na dłuższy okres to zdecydowanie za mało bez co najmniej kilku wzmocnień i kilku pożegnań. Obserwując zaś sytuację w Jagiellonii i słuchając różnych wypowiedzi osób z zarządu trudno mi przypuszczać, by do zmiany tego stanu rzeczy wystarczyło najbliższe okienko transferowe. 


Zatrudnienie Mamrota a nie na przykład Ojrzyńskiego może świadczyć, że w klubie zdają sobie sprawę, że potrzeba czasu i chcą pewne rzeczy budować stopniowo. Choć zdaje sobie sprawę, że to akurat pewnie złudne nadzieje...